11.1.15
Rozdział 04 [Wspomnienie 04:"Polskie łzy"]
Z głupim uśmiechem na twarzy siedział na ławce i rozmyślał o ostatnim spotkaniu z dziewczyną. Polubił ją. Była taka naturalna, pięknie się uśmiechała. Widział w niej tą nieśmiałość. Zaśmiał się na wspomnienie jej zaróżowionych policzków. Pomału zaczął przyznawać się sam przed sobą, że zaczyna czuć coś do dziewczyny, coś więcej niż sympatię. Ich ostatnie spotkanie, było dla niego czymś wyjątkowym. Co z tego, że oboje się upili? On zawsze miał mocną głowę, bynajmniej w przeciwieństwie do Sendi. Ona szybko traciła świadomość po alkoholu, sam się o tym przekonał.
Zobaczył ją. Kierowała się w jego stronę, spojrzała na niego i od razu spostrzegła, że na nią spogląda. Speszyła się nieco, nigdy nie była w takiej sytuacji, żaden chłopak nie zwracał na nią uwagi, nie przeszkadzało jej to za bardzo, od kąt pamiętała wychodziła z założenia, że jeżeli coś ma przyjść to przyjdzie samo. Chłopak podszedł do niej.
-Dzień dobry.-nonszalancko się uśmiechnął i pocałował delikatnie jej dłoń. Zawsze taki był, cholerny podrywacz a ona czuła, że ich znajomość zbliża w bardzo niebezpiecznym kierunku. Ale, nie panowała nad tym. Próbowała go unikać po ich ostatnim spotkaniu, wypiła za dużo i rozwiązał jej się język. Właściwie dużo rozmawiali. Natalia sama przed sobą musiała przyznać, że z nikim do tej pory nie rozmawiało się jej tak dobrze, oczywiście pomijając Larę, która była jej przyjaciółką od zawsze.
Przed nikim tak bardzo się jeszcze nie otworzyła, nie wiedziała co było w chłopaku, że tak mu zaufała.
-Masz dla mnie coś specjalnego?-zapytała patrząc przed siebie.
-Tak.-odpowiedział radośnie i pocałował ją czule w policzek.
Czuła jak robi się czerwona, ciepło rozeszło się po całym jej ciele. Nie mogła w to uwierzyć.
-Co to miało być?-zapytała patrząc na niego z ciekawością.
Zaśmiał się głośno.
-Jesteś urocza.-skwitował obserwując ją dokładnie. Czuła na sobie jego wzrok peszyła się, w jego oczach było coś takiego, czego nawet nie umiała opisać.
-Co za tupet! Jeżeli nie masz dla mnie niczego w sprawach służbowych, to przepraszam, spieszę się.-urwała, przerywając ciszę między nimi.
-Zaczekaj, skoro już tu przyszłaś, to chodźmy razem do kina.
-Nie chadzam do kina.-popatrzyła na niego z politowaniem, na prawdę chciał ją zabrać do kina? Gdzie szerzono propagandę niemiecką? On? Wielki patriota? Działacz ZWZ?
-Właściwie ja też nie. "Tylko świnie siedzą w kinie...
-...co bogatsze to w teatrze"-zaśmiali się. Nawet nie zauważyła kiedy chwycił jej dłoń. Poczuła się niesamowicie, nie miała ochoty nic mówić.
-To chodźmy na ciastko.-powiedział. Posłała w jego stronę nieśmiały uśmiech, jego serce zaczęło bić dwa razy mocniej, w tej chwili pomyślał, że chciałby żeby już zawsze się tak uśmiechała, że chciałby już zawsze trzymać ją za kruchą dłoń, chciałby żeby była bezpieczna i nic nie naruszało jej radości życia. Zdawał sobie jednak sprawę, że jest wojna. Zwykli ludzie są w ogromnym niebezpieczeństwie. A, co dopiero taka dziewczyna jak Sendi, która walczy, naraża się i jest w konspiracji. Naraża się cały czas, ale to sprawiało, że pociągała go jeszcze bardziej, z jednej strony była nieśmiała, wrażliwa i delikatna jak kwiatek róży,a z drugie? Biła od niej odwaga i chęć walki. Uśmiechnął się popatrzył na nią w tym samym momencie co ona. Jej oczy były takie piękne, wyrażały tak wiele emocji. Spuściła głowę. Zaśmiał się.
-Zawsze taka, jesteś?-zapytał cały czas nie spuszczając z niej wzroku. Nie odpowiedziała, czuła jak bacznie ją obserwuje.-Jak masz na imię, nigdy się nie przedstawiłaś.
-Od kąt wstąpiłam do Podziemia, moje imię to Sendi. Jestem Twoją łączniczka, nie powinieneś o to pytać.-uśmiechnęła się delikatnie.
-Od kiedy, jesteś w konspiracji?-zapytał zmieniając temat.
-Prawie od początku, zawsze byłam wychowywana w myśl o Polsce.
-Nie boisz się?-zapytał patrząc przed siebie.
-Oczywiście, że się boję. Każdy z nas w jakiś sposób odczuwa lęk, ale nie możemy pozwolić by ten strach nami zawładnął, jesteśmy odpowiedzialni za Polskę. To nasz kraj, nasza ojczyzna. Musimy walczyć, nie wolno nam się poddać.
-A, jeżeli przegramy?
-Nigdy nie przegramy.
Przetarła oczy. Była tak bardzo zdenerwowana. Jak on mógł. Doprowadzał ją do szaleństwa. Przez to całe zdenerwowanie nie czuła nawet chłodu jaki panował w ten styczniowy dzień, prawda była taka, że strasznie się o niego bała, nie zniosła by myśli, że jest torturowany na Szucha, albo Pawiaku. Nie wiedziała co z nim jest. Naty twierdziła, że nie było go, ani tu, a ni tam. Ale, dostała wyraźną informację, że został złapany podczas łapanki. Spóźniał się już dziesięć minut, co miała myśleć? Martwiła się, sama do końca nie rozumiała dlaczego, przecież Leon nie był dla niej, przynajmniej nie powinien być zbyt ważny, znała go dopiero miesiąc. Była tylko jego dowódcą, nie nie prawda, czuła, że coś połączyło ją z tym chłopakiem. Po za tym strata swojego żołnierz też by ją bolała, był to w końcu jej człowiek. Jeszcze dzisiaj, teraz, właśnie wtedy gdy miała go poinformować o akcji likwidacyjnej. Przyzwyczaiła się do jego obecności. Nie chciała wykonywać wyroku sądu podziemnego z kimś innym. Chciała to zrobić właśnie z nim, to dziwne, ale czuła się przy nim bezpieczniej.
Zaszedł ją od tyłu.
-Serwus!-krzyknął do jej ucha. Drgnęła, wystraszyła się. Przymknęła oczy.
-Leon-wyszeptała, objęła go za szyję i nic nie mówiła. Musiała go przytulić, nie do końca panowała nad sobą, nad emocjami jakie w niej drzemały. Zdziwiony postawą objął ją, sprawiając, że byli jeszcze bliżej siebie. Nie chciała nic mówić, nie potrafiła, nie teraz. Chciała trwać w jego uścisku, w którym czuła się całkowicie bezpiecznie, nie bała się. Sama się sobie dziwiła, ale nie bała się niczego.
-Co się stało?-powiedział cicho, prosto do jej ucha. Poczuła dreszcz rozchodzący się po całym jej ciele. Przywołało ją to do rzeczywistości odsunęła się od niego.
-Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?!-zapytała gromiąc go wzrokiem. Ze zdziwieniem rozszerzył oczy. Nie rozumiał tej kobiety, przed chwilą wydawała mu się roztrzęsiona, delikatną dziewczynę, a teraz? Nie było po niej śladu. To niebywałe jak szybko potrafiła się zmienić.-I co się patrzysz? Jesteś idiotą, dobrze wiedziałeś, że planowano tam łapankę, nie patrzysz jak chodzisz, jesteś nieostrożny. Czy ty wiesz co ja przeży... co my wszyscy przeżywaliśmy. Narażałeś nie tylko siebie, ale wszystkich tutaj.
-Czekaj, czekaj. Ty, ty się o mnie martwiłaś!-zaśmiał się zwycięsko i czule popatrzył w jej oczy.
-Ta, chciałbyś. Po prostu narażasz nas wszystkich i jesteś nie uważny. Po za tym jesteś w moim oddziale.-odwróciła wzrok. Za kogo on się uważał? Myślał, że ją w ogóle obchodzi co się z nim dzieje? Był żołnierzem, pod jej dowództwem miała prawo przejmować się jego losem. Dlaczego się oszukiwała? To proste bała się przyznać, że jej na nim zależy.
Po raz kolejny zaśmiał się i spojrzał na nią.
-Cami...-podszedł do niej jeszcze bliżej, o ile było to w ogóle możliwe. Chwycił jej podbródek i zmusił by na niego spojrzała.-To na prawdę nic takiego. Powiedz mi, czego ty się boisz?
-Nie wiesz? Właśnie tego, tego wszystkiego. Nie chce znowu cierpieć.-wyznała. Czuła jak w jej oczach zbierają się łzy. Z całej siły próbowała je powstrzymać. Nie chciała przed nim płakać. Nie mogła pokazać mu jak bardzo cierpi, jak bardzo wrażliwa jest na krzywdę. Była żołnierzem ze stali, nie płakała. Nie była słaba.
Doskonale rozumiał o co jej chodzi. Pamiętał śmierć swojej narzeczonej, pamiętał jak wtedy bardzo cierpiał, ale od zawsze był silnym mężczyznom. Potrafił podnieść się z każdego upadku. Bo towarzyszyła mu miłość. Miłość do Polski, do ukochanej. Wierzył, że jego wybranka znalazła się tam u góry, u Boga, gdzie było jej dobrze. Wiedział też, że zginęła za Ojczyznę. Tak jak zawsze chciała. Tak jak mówiła "Leon, jeżeli przyjdzie mi zginąć, chciałabym umrzeć w słusznej sprawie. Czym jest umierać ze starości w okół bliskich, do umierania za Ojczyznę, za wolność? Niczym prawda?" Zginęła za Polskę, poświęciła jej swoje młode życie i miał pewność, że nigdy nie żałowała. Oczywiście, że okropnie przeszedł śmierć ukochanej, ale w głowie miał jej słowa, ona zawsze mówiła o śmierci, o tym, że godzi się umrzeć za Polskę, dostał olśnienia. On dla Polski miał żyć. Bo czym jest życie dla siebie, w porównaniu do życia za wolność tysięcy ludzi, za ukochany kraj. Niczym prawda?
Tyle, że nie każdy umiał przyjąć śmierć bliskiej osoby, tak jak Leon. Nie wszyscy byli tacy silni.
-Słuchaj-złapał ją za ramiona, długo zastanawiał się co ma jej powiedzieć.-Gdy walczysz, gdy idziesz na jaką kol wiek akcję, ryzykujesz, tak? Camila, to wojna. Na każdym kroku możesz umrzeć. Nie pozwól by strach tobą zawładnął.-wyrwała się z jego uścisku. Coś w niej pękło, Leon przekroczył granicę, na którą nawet on nie miał wstępu.
-Czy ty myślisz, że mną zawładnął strach?-zapytała wściekła.-Będziesz mi opowiadał historię, jak to powinno się kochać ludzi, mimo wojny, zagłębiać kontakty, może mam się jeszcze zakochać?! Jesteś idiotą. Tyle ci powiem. Tak, walczę, ryzykuje życie, ale swoje własne, nie mam zamiaru się w kimś zakochać, ten ktoś odwzajemni moje uczucie, i co? Pójdę na akcję. Zginę, a on będzie całe życie się obwiniał, albo będzie cierpieć! Mam prawo ryzykować swój ból, swoje uczucia, swoje życie. Ale, kochając kogoś musisz liczyć się z tym, że nie żyjesz wtedy tylko dla siebie, ale dla tej drugiej osoby też. Gdy ty zginiesz, będziesz szczęśliwy tam w niebie, ale ta druga osoba pozostanie tu na ziemi, w piekle, bez ciebie!
Przez chwilę nic nie mówił, słowa dziewczyny dudniły mu w głowie. Prawda, miała trochę racji, ale on nie potrafiłby tak żyć. Bo czym by było życie bez miłości? Niczym, to prawda, codziennie umiera setki, a nawet tysiące ludzi. Ale, przecież nie znaczyło to, że wszyscy mają żyć samotnie. Miłość to piękne uczucie, jeżeli kogoś kochasz jesteś w stanie dać mu wszystko, po za tym to nie zależy od ciebie. Ona przychodzi sama, bez względu czy na nią czekałeś, czy nie chcesz jej za wszelkie skarby.
-No dobrze, to w takim razie wyobraź sobie, że jesteś całkiem sama na tym świecie, nie masz braci-bo przecież oni po twojej śmierci też będą cierpieć, nie masz rodziców, nie masz przyjaciół. Bo wszyscy będą cierpieć. Ja wiem, że wojna jest okrucieństwem, ale nie zabrania nam kochać i czuć. Chodzi o to, aby być człowiekiem w tym nieczłowieczym czasie.
Spuściła wzrok. Nie miała na to wszystko siły. Złapał ją za ramiona i przyciągnął do siebie. W pierwszej chwili nie zrobiła nic, dopiero potem położyła głowę na jego ramieniu. Pogłaskał ją po włosach.
-Będzie dobrze, tak?-szepnął.-Zobacz, jak wiele udało ci się osiągnąć. Doszłaś tak daleko, w tak młodym wieku, masz braci, którzy bardzo cię kochają, masz przyjaciół. Ojczyzna cię potrzebuje. Camila.-odsunął ją od siebie. Wszyscy cię potrzebują. Ja cię potrzebuje.
-Dziękuję.-powiedziała cicho. Podniosła na niego swój wzrok.-Jesteś niesamowity.
-Wiem, taki się już urodziłem.-zaśmiała się.
-Dobrze. Skoro... właśnie! Jak to się w ogóle stało, że tu jesteś?-zapytała zakładając ręce na piersi.
Uśmiechnął się tajemniczo, ale potem uśmiech zszedł mu z twarzy.
-Była wsypa. Ktoś z mojego poprzedniego oddziału. Wiedzieli jak się nazywam, znali moje pseudonim. Oczywiście przydziału nie znali. Po prostu im uciekłem, szkopy do durnie. Sama o tym wiesz.
Westchnęła.
-Dobrze, że nic ci nie jest. Trzeba ci zmienić pseudonim, dostaniesz nowe papiery. Zostawię im informację w skrzynce...
-Ale, przydziału mi nie zmienią?-zapytał z obawą, uśmiechnęła się delikatnie na te słowa.
-Nie, nie powinni. Skorpion?
-Co?-przewróciła oczami.
-Pseudonim, Skorpion? Odpowiada ci?
-Jasne, podoba mi się. Ale, Kruk byłby lepszy.
-Dlaczego?
-Bardziej pasuje do Wrony.-podniosła charakterystycznie jedną brew do góry.
-Masz coś konkretnego na myśli, Skorpion?
-Może. Zależy od pani Wrony.-zmierzyła go wzrokiem.
-Mamy akcję likwidacyjną.-poinformowała go, zmieniając temat.
I nagle wszystko stało się dla niego jasne. Zrozumiał dlaczego Cami była dzisiaj w takiej rozsypce, martwiła się o niego, a do tego dochodziła jeszcze ta akcja. Nie wiedział jak ma ona wyglądać, ale wiedział jakie to uczucie, zabić człowieka. Prawda, czasami czerpał satysfakcję, gdy przed oczami miał ginącego zdrajcę, albo Niemca przez, którego ginęło miliony Polaków. Pamiętał swoją pierwszą ofiarę, miał wtedy 20 lat. Był tylko o rok młodszy od Camili. Pamiętał uczucia, jakie mu towarzyszyły. Jego pierwszy wyrok sądu podziemnego wykonał na kobiecie, która organizowała wyjazdy do roboty do Niemiec. Czy się bał? Nie. Ale, nie czuł się dobrze z tym, że kogoś zabił. Dopiero po jakimś czasie do tego dojrzał. Wyroki sądu Podziemnego karały zdrajców. Ludzi, przez których zabijano miliony innych osób. Pamiętał jak kiedyś usłyszał przypadkiem, "dobrze, że nasi go sprzątnęli, to był potwór. Pomału to miasto oczyści się z morderców". Uśmiechnął się do siebie. Mimo, że nałożono wtedy na mieszkańców sporą kontrybucję, zaczął doceniać to co robi. Zdawał sobie jednak sprawę, że jej Camili może być o wiele trudniej. Była przecież taka wrażliwa i delikatna.
-Tu masz papiery.-podała mu dyskretnie teczkę z danymi.-Jutro zaczynamy obserwację. Leon zajrzał do środka.
-Szpicel-wyjaśniła.-Wyjątkowo okrutny, ostatnio przez niego zamordowano trzy rodziny z dziećmi.
Leon przeczytał imię i nazwisko.
-Chętnie się go pozbędę.-powiedział przez zaciśnięte zęby.
-Znasz go?
-Niestety.
Zimny wiatr muskał jej skórę, spojrzała w niebo, sypał się z niego biały śnieg. Lubiła zimę, lubiła życie. Nawet takie. Czuła, że jest komuś potrzebna, że walczy i to jej wystarczało. Zawsze pragnęła być tylko szczęśliwą, czy taka była? Tak. Robiła wszystko co było w jej mocy by Polska odzyskała wolność, jej życiem była Polska. Była walka. Mała Hania nadal u niej mieszkała, uśmiechnęła się na myśl o dziewczynce. Uwielbiała dzieci. Miała zostać nauczycielką, no właśnie miała zostać nauczycielką, została żołnierzem. Zawsze robił to co podpowiadało jej serce, była wierną i dobrą dziewczyną z ideałami. Gdy wyznaczyła sobie jakiś cel, rzetelnie do niego dążyła. W taki sam sposób znalazła się w tym oddziale. Tak długo się o to starała, aż jej się udało. Była agentką w tej niemieckiej firmie. Cóż, wiedziała, że szykuje się akcja. Była bardzo ciekawa jak się potoczy. Lubiła ryzykować, zawsze była za to karcona, ale nic nie mogła na to poradzić, zawsze najbardziej wyrywała się do niebezpieczeństwa.
Zbliżała się do umówionego miejsca, spotkali się w parku, był cały oddział. Federico wyszedł do niej. Poczuła jak na jej usta znowu wkrada się uśmiech. Polubiła go. Czuła, że nie za bardzo podoba mu si ę mieć dziewczynę w oddziale, a może tylko jej się wydawało? Podszedł do niej, zatrzymała się przed nim, zadzierając głowę do góry by móc spojrzeć mu w oczy. Wziął ją pod ramię, poczuła bliskość, jego zapach. Zatrzymali się przy moście stanęli na nim.
-Witajcie panowie-uśmiechnęła się delikatnie.
-Serwus, Agnes. Jak idą poczynanie w firmie?-zapytał Diego.
-Bez zmian, nic nie podejrzewają. Myślę, że spokojnie moglibyśmy ich zaatakować.
-Ktoś nam będzie pomagał?-zapytał Marco
-Tak. Oddział Wrony.-odpowiedział spokojnie Federico, bał się siostrę, ale takie dostał rozkazy. Nie miał wyjścia.-Wejdzie z nami do środka. Plus jeszcze jeden oddział będzie nas ubezpieczał, wszystkich razem będzie nas dwudziestu.-wyjaśnił.
-Gdybyście zaatakowali w dzień, w który ja pracuje, mogłabym bez problemu wynieść dokumenty.-rzekła Ludmiła.
-Na prawdę? Akcja, poszła by wtedy o wiele łatwiej.
-Nie. Nie zgadzam się. To dla ciebie zbyt niebezpieczne.-zarządził Federico spoglądając na Ludmiłe.
-No, chyba sobie żartujesz!-rzekła zbulwersowana dziewczyna.-Tak będzie o wiele prościej. Mogę wprowadzić kogoś jako klienta. Za nim wejdzie kilku innych, zaatakujecie pracowników i wyniesiemy wszystkie papiery, a potem zniszczymy firmę.
-Rozkaz się zmienił chodzi tylko zniszczenie fabryki i zamordowaniu właściciela.
-Fede-Diego podszedł do brata.-Ale, skoro jest okazja.
-Ona nie będzie ryzykować!-chłopak odtrącił rękę brata i spojrzał przelotnie na zdenerwowaną Ludmiłę.-Wszystko jasne? Nie zmieniamy żadnych planów. Skontaktuje się z Wroną, następne zebranie będzie wspólny, oczywiście oprócz przydziału ubezpieczającego. Tam gdzie zawsze, dzisiaj był wyjątkiem. Możecie iść. Pojedynczo. Ludmiła podeszła do chłopaka również opierając się o barierkę mostu.
-Dlaczego taki jesteś?-zapytała prosto.
-Jaki? Ludmiła, nie zgadzam się, żebyś tyle ryzykowała. Jesteś moim żołnierzem i jestem za ciebie odpowiedzialny.
-Ale, gdybym była mężczyznom to wyraziłbyś zgodę!-
-Jesteś kobietą.
-I co z tego?
-Dużo. Spójrz-przysunął się do niej i przyłożył dłoń do jej policzka. Poczuła się dziwnie, nie wiedziała o co może mu chodzić. Ale, czuła jak jej ciało przechodzi dreszcz, a policzek pod wpływem jego dotyku robi się gorący. Zaśmiał się pod nosem i czule na nią spojrzał.
-Jesteście zbyt wrażliwe, zbyt delikatne. Nie powinnyście ryzykować.
-Niby czemu? Jakoś chłopakom pozwalasz ryzykować!?-zaatakowała go bo nie chciała okazać mu swoich uczuć. Trudno było jej to przyznać, a le Federico swoimi słowami poruszył każdą cząsteczkę jej serca, czuła, że mogłaby się rozpłynąć. Tak, przyjemnie traktował kobiety, miał do nich ogromny szacunek i pewną delikatność. Strasznie jej się to podobało, tylko że teraz nie liczyło się, czy była kobietą, czy mężczyznom. Liczyło się to, że jest żołnierzem i musi zrobić wszystko, aby ta misja powiodła się jak najlepiej.
-Ale, ty nie jesteś chłopakiem!-podniósł głos. Nie chciał pozwolić jej na tą misję. Była taka krucha, ta ciepła. A, zarazem taka odważna. Nie chciał, żeby coś jej się stało. Nie zniósł by gdyby na tej jej pięknej, uśmiechniętej twarzy pojawił się ból, albo gdyby została złapana i... głośno wciągnął powietrze nosem. Nie chciał o tym myśleć.-Nie po prostu nie, koniec. Z dowódcą się nie dyskutuje.-uśmiechnął się do niej lekko. Była wyjątkowa, podniosła na niego brązowe oczy, z których bił ogromny blask.
-Ale, mogę podyskutować z panem... Jak się pan nazywa? Zapraszam pana na spacer.-rzekła oficjalnie. Obiecała sobie, że dokona tego. Nie podda się. Jeżeli wyznaczyła sobie jakiś cel, to zawsze do niego dążyła.
Zaśmiał się cicho.
-Nie odpuścisz, co? Federico.-przedstawił się.
-Ludmiła-uśmiechnęła się szeroko i uścisnęła jego dłoń.
Wziął ją po rękę, spacerowali po parku.
-Daj się przekonać, Fede. To tak wiele dla mnie znaczy.
-A, jeżeli coś ci się stanie?
-Nic mi się nie stanie, jestem wykwalifikowanym żołnierzem.
-No... dobrze, ale...
-Dziękuję!-pisnęła, ciesząc się jak małe dziecko. Zaśmiał się pod nosem, polubił jej uśmiech, jej radosne oczy.-Na prawdę, dziękuję.-stanęła na palcach i musnęła delikatnie jego policzek. Poczuł ciepło rozchodzące się po całym ciele, tylko jedno pytanie cały czas go gnębiło; z czego ona tak bardzo się cieszyła, że ryzykuje życie?
-Dzisiaj zaczynamy robotę z Larą.-powiedział Marco do brata, który szedł obok niego.
-To ta dziewczyna, która była na Wigilii u Cami?
-Tak. Poznałeś ją?
-Tak. Dziwna jest.-Marco zmierzył go złowrogim spojrzeniem, a on wzruszył ramionami. Nie znał tej dziewczyny, więc jej nie oceniał. Widział ją praktycznie tylko raz, ale nie zwracał na nią uwagi. Do póki nie wylała na niego barszczu. Czy ona w ogóle myślała? Wydawała mu się jakaś nieobecna. Była przygnębiona, nie przepadał za takimi ludźmi, uważał, że człowiek powinien się uśmiechać. O wiele łatwiej się żyje z uśmiechem, niż z naburmuszoną miną. Była ładna. Tyle musiał przyznać. Miała piękne oczy, głębokie, ale smutne. Cały wieczór zastanawiał się co jest powodem jej smutko. Może kogoś jej zabili?
-Nie jest dziwna. Po prostu teraz jest jej ciężko.
-Marco, każdemu jest ciężko. Jest wojna.
-Jej siostra jest na Pawiaku, trafiła tam bo Lara zgodziła się na to by Anka poszła na akcję.-Marco patrzył przed siebie. Bolało go, że jego przyjaciółka cierpi. Bardzo zależało mu na Larze, kochał ją. Była jego młodszą siostrą, jak Cami. Podziwiał ją od zawsze.
-No to słabo.-przyznał Diego.-To ona?-zapytał wskazując przed siebie. Chłopak w odpowiedzi skinął głową. Tośka stała przy jakiejś tablicy z informacjami. Podeszli do niej.
-Lara.-szepnął-Chodź tu.-Przycisnął przyjaciółkę do siebie. Nie mógł patrzeć na jej smutek.
-Ania nie żyje.-wyznała mu do ucha. Rozpłakała się, nie potrafiła panować nad emocjami, nie w takim momencie. Przymknął oczy. Nie wiedział co powiedzieć, bał się, że Lara się z tego nie podniesie.
-Przykro mi.-szepnął. Odsunął ją lekko od siebie i spojrzał w zapłakane oczy, co miał jej powiedzieć? Że będzie dobrze? Przecież nie będzie.
-Marco... to moja wina.
-Lara! Nie wolno ci tak mówić! Słyszysz?! Ania walczyła za Polskę, oddała za niż życie, bo ją kochała. Musisz dokończyć to, co ona zaczęła.
Pokiwała głową.
-Chciała by tego.-otarła łzy.-westchnął ciężko. I ponownie ją przytulił.
Diego się nie odzywał obserwował całą tą sytuację i wyobraził sobie, jak on by się czuł, gdyby któryś z jego rodzeństwa zmarł. Wzdrygnął się. Zrobiło mu się trochę głupio, powiedział, że Lara jest dziwna, teraz już rozumiał.
-Chodźcie, szkopy zaraz zaczną coś podejrzewać.-skierowali się do domu, spokojnie weszli do jego wnętrza.
-Może napijemy się najpierw herbaty?-zapytał Marco, nie czekając na odpowiedź ruszył do kuchni. Diego zaprosił dziewczynę do salonu i polecił jej usiąść na kanapie.
-Jestem Cza...
-Wiem.-przerwała mu-Pamiętam.-uśmiechnęła się lekko. Marco przyszedł z filiżankami.
-Prawdziwa. Jest nawet cukier-powiedział uradowany. Widząc jednak nadal smutną dziewczynę usiadł obok niej i objął ramieniem.-Będzie dobrze.
-Nie, Marco! Właśnie nie będzie dobrze! Nie rozumiesz? Najpierw zabiłam własnego brata, teraz siostrę!
-Przestań! To nie była Twoja wina! Myślisz, że czułabyś się lepiej, gdybyś wtedy sypnęła? I tak by go zabili.
-Zrobili to przeze mnie!
-Nie prawda.
-Boję się, że któregoś dnia ty też przeze mnie zginiesz.
Witam Was, w tą jakże piękną styczniową noc. Czy ja zawsze muszę dostawać natchnienia w nocy? Tak, chyba tak. Przepraszam za ten beznadziejny rozdział, no zawaliłam, no! Wiem! Ostatnia perspektywa jest najgorsza, postanowiłam zabić Larze siostrę, a co tam xD. Nie umiem pisać, tak wiem. Czuje, że zawiodłam, dobrze czuje, prawda?
Wróciła szkolna rzeczywistość i nauka. Czyż ona nie jest urocza?
Coś nie mam weny na notkę-dziwne. Trudno.
Kocham Was, mocno.
Pozdrawiam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Moje, nie oddam!
OdpowiedzUsuńJestem tu i ja. Jak ładnie napisałaś. Moje Lemi jak ładnie to opisałaś. Lara straciła siostrę, a wcześniej brata tak.mi z tego powodu smutno. Mam nadzieję, że mi wybaczysz wczoeajszą nie obecność. Prąd mi zabrali. Kocham Cię.
OdpowiedzUsuńOczywiście. Dziękuję. Ja mocniej <3
UsuńHahaha ale ja szybka jestem, nie ma co. xD Jak zwykle się spóźniłam, co ty ze mną masz... Co do rozdziału, to przeczytałam go oczywiście wcześniej, ale nie miałam ani czasu ani weny i nie skomentowałam. Bywa. Rozdział jest taki jak zwykle, genialny. ^^ Camilcia martwiła się o Leonka *.* Coś czuję, że niedługo będzie Lemi. No i Lu i Fede też są mrraśni ^^ Za dużo miłości w tym rozdziale XD Do niczego innego się nie mogę przyczepić. No więc ja czekam sobie na następny rozdział, który masz dodać szybko! Pozdrawiam, twoja Pati ♥
OdpowiedzUsuńPati, rzygasz tęczą? Xd Za dużo miłości? Następnym razem kogoś zabije, będzie Ci pasowało? Ty zawsze masz spóźniony zapłon. Ale, dziękuję. Moja na zawsze <3
UsuńWera!
OdpowiedzUsuńNadal nie rozumiem dlaczego wcześniej nie trafiłam na twojego teraźniejszego bloga, ale gdy to już się stało.. no cóż zakochałam się.
Od razu mówię,że nie dano mi daru do pisania kreatywnych komentarzy XD
Zacznę od tego, co zazwyczaj pojawia się w komentarzach pod prologiem, no coż, ja ominęłam ten moment:
Połączenie wydarzeń z wojny z postaciami z Violetty, bardzo oryginalny pomysł, z resztą, który mi się bardzo podoba ^^
Twój styl pisania bardzo się rozwinął i jestem pewna ,że nie tylko ja to zauważyłam. Jednym słowem, podziel się dziewczyno tym talentem :D
Ten blog jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych na blogsferze.
A co do opowiadania, najbardziej zauroczyła mnie historia Camili i Leona, jezu jacy oni są uroczy <3 A pomysł z dość licznym i to jeszcze takim rodzeństwem jest nieziemski.Jednym słowem, kocham to co piszesz <3
No i standardowo czekam niecierpliwie na nexta.
No i tak nie w temacie ;D Wróciłam do blogsfery z nowym kontem, z nowymi blogami, na które cię serdecznie zapraszam :D Mam nadzieję,że jak będziesz miała czas to wpadniesz :)
http://nadziejajestnajwazniejsza.blogspot.com/
Pozdrawiam, Zuzia :*
Gdybyś widziała moją minę, jak zobaczyłam Twój komentarz. Kogo jak kogo, ale Ciebie to się nie spodziewałam. Boże, ile to już czasu? Jak się cieszę, że wróciłaś! Oczywiście już wpadam na Twoje nowe cudo. Dziękuję Ci bardzo.
UsuńTęskniłam.
PS. Kiedyś ludzie mieli więcej dzieci, nie to co teraz.
Moj boze, kolejny rozdział *o*
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawił ten blog, poniewaz od niedawna lubie Lemi. Co prawda mało blogow jest, ale podoba mi sie Twohj. Z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdział. 💖😍